środa, 1 marca 2017

O litościwych ciotkach i takie tam

Luty minął, a ja pomyślałam, że może tu coś w końcu naskrobię. Chociaż to moje blogowanie przypomina raporty z tego jak rozwija się Jarek, co tam u Pulpeta i takie tam. Brakuje mi takiego konkretnego pisania, na jakiś narzucony temat. Kilka lat temu pisałam dla jednego portalu o handlu elektronicznym, ale zaczęli ode mnie więcej wymagać a jednocześnie obniżyli stawki. Wycofałam się z tego. Ale nie o tym chciałam.

Wczoraj byłam u ciotki. To taki typ ciotki gaduły. Zaczęła mi mówić oczywiście o Jarku, bo bardzo przeżywa, że on taki opóźniony jest. O tym, że taki chudy, że może go za mało karmię, że może trzeba pediatrę zmienić. Stwierdziła ogólnie, że obawia się, że ja mogę coś zaniedbać. Rozumiem ją, bo chce dobrze przecież. Oczywiście zaczęłam ją pocieszać, że Jarek idzie powoli, ale jednak do przodu i coraz więcej umie. Będzie chodził, ale lekarze każą uzbroić się w cierpliwość. Przybiera na wadze mało, ale dla dzieci z taką potężną wadą serca to podobno typowe. Karmię go kalorycznym jedzeniem, daję odżywki, dodaję masło do każdej potrawy itd. 

Przełknęłam te wszystkie troski, bo właściwie na każdym kroku rodzina się mnie o to wypytuje, więc nic nowego. Jednak jednej rzeczy nie mogę znieść. Po prostu mam wtedy ochotę wydrzeć się "Co ty pierdolisz?!?" gdy ktoś się nad nim lituje. 

No i ciotka to zrobiła. "Jaruś jest taki kochaniutki, taki aniołek, patrzy takimi miłosiernymi oczami, że jak wracam do domu to zawsze myślę o tych miłosiernych oczach. On taki biedaczek.... " Kurwa, litości i współczucia po prostu nie mogę znieść. To co on przeżył to naprawdę tylko podziwiać trzeba. Ten upór, że chce stać. Wszystko go ciekawi, wszystko by chciał złapać, jak to u dziecka w tym wieku, ale nie może. Nie ma po prostu sił, mięśnie ma jeszcze za słabe. Nie siada sam, nie raczkuje, ale sam stoi przy meblach. Niezmiennie 3 razy w tygodniu ćwiczy. Ja łąpię doły dosyć często, gdy widzę zdrowe dzieciaki w jego wieku i często się poddaję, ale on idzie dalej. Zrobi jakiś nowy ruch czy manewr i już chodzę cały dzień w skowronkach. 

Może ja inaczej na to patrzę, bo wiadomo obcy zobaczy, oceni i pójdzie sobie. Musiałam jednak wyrobić sobie pewny sposób radzenia sobie z tym. Patrzę na Jarka na to co już umie, a nie czego jeszcze nie umie. I jest ok. Jestem naprawdę dobrej myśli, że kiedyś dogoni swoich rówieśników.

Jednak bez współczucia proszę.. eh.. mam to chyba po dziadku, który miał wylew w wieku 23 lat i całą lewą stronę sparaliżowaną. Też się ostro wkurwiał jak się ktoś nad nim litował.


PS. Sorki za wszelkie przekleństwa, ale tego bloga nikt prawie nie czyta, więc jadę bez cenzury xD


4 komentarze:

  1. Ja czytam. I rozumiem .tez nie znoszę jak ktoś cos mowi o moim dziecku i biadoli i żałuje. Zastanawialam sie niedawno co u Was. Zycze dużo sił, energii i pozytywnych emocji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Megi! Wiosna za pasem to i sił przybywa :)

      Usuń
  2. Dajesz rade.. i Jarus i Ty Mamuska. Wiem,ze malymi kroczkami dotrzecie do celu, a ciotka niech przestanie biadolic , chociaz ma racje z tymi pieknymi oczkami :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dajesz rade.. i Jarus i Ty Mamuska. Wiem,ze malymi kroczkami dotrzecie do celu, a ciotka niech przestanie biadolic , chociaz ma racje z tymi pieknymi oczkami :-)

    OdpowiedzUsuń