wtorek, 16 czerwca 2015

Zwierzenia pewnej szefowej kuchni

W oczach Pulpeta figuruję na pewno jako matka jajcarska. Jak się poplami to powiem, że od prania jest pralka, jak obleje mnie wodą z prysznica to powiem, że pada deszcz, jeśli zechce pobawić się kluczykami i kierownicą to będziemy stać przed Lidlem godzinę, aż się w końcu znudzi. Jestem ze wszystkim na TAK (no prawie ze wszystkim). Jeśli chodzi o jedzenie jestem śmiertelnie poważna. Ugotowałam wczoraj zupę szparagową, specjalnie przywiozłam szparagi ze wsi 7 zł za kilo. Zupa wyszła fenomenalnie pyszna i zarąbista. Jednym słowem - objawił się we mnie geniusz kulinarny (taki przeważnie jednodniowy). Pulpet owszem, zrobił to dobrej matce - zupę zjadł, czym rozparł moje serce na żebra. Natomiast dzień późnej.... zupa jeszcze pyszniejsza, a Pulpet zakleił usta na amen. Nie zje, choćbym go błagała na kolanach i całowała po stopach. Dostałam pełny talerz zwrotny.

piątek, 12 czerwca 2015

Powrót

Nie wiem od czego zacząć, bo dawno mnie nie było. Przedni blog skasowałam i ciężko mi było powrócić.  Jednak brakowało mi pisania, wspominania, upamiętnienia tych jedynych chwil z życia mojego dziecka, które w przyszłym miesiącu kończy 2 lata. Jak mama, ciesze się z każdych osiągnięć syna, z każdego postawionego kroczku,  z samodzielnie zjedzonego obiadu, każdego uśmiechu na twarzy. Z radością oglądam go na placu zabaw jak sam radzi sobie wchodząc na ślizgawkę i zjeżdżając z niej samodzielnie, jak wdrapuje się po drabinkach i traci równowagę  podtrzymując się nadal obiema rączkami. Z radością wysłuchuję pierwsze zwroty słowne,  śmieszne przekształcanie słów. Śmieje się razem z nim, gdy po przebudzeniu prosi o kluczyki i chce do samochodu (kiki dodu). Jak zabawnie zaprzecza mówiąc: mleko nie, spać nie, dodu nie. To są radości matki, których nie da się przecenić.