wtorek, 22 września 2015

Szpital

Jestem w szpitalu juz 8 dobę po porodzie.  Siedzę w czterech ścianach, gapię się w sufit i nasłuchuję następnych kroków skierowanych w stronę mojej sali. A drzwi się nie zamykają. Wchodzą i wychodzą, wchodzą i wychodzą. Dostaję tu powoli na głowę. Dziecię leżące obok pod lampami urządziło mi tu wielki reset,  lepszy niż w spa. Z dala od Pulpeta, z dala od męża, dni mijają, a ja nawet nie wiem który dziś dzień tygodnia. Wszystko jednakowe, zlewa mi się w całość.  Nie muszę tutaj robić nic, poza leżeniem, odpoczywaniem i rozpuszczaniem się na widok mojego drugiego dziecięca,  zaznaczam że pięknego i przesłodkiego. Nie marudzi, nie płacze,  a jak mu się zdarzy to jest miodem dla moich uszu. Czyżby egzemplarz bezproblemowy?  Gdyby nie ta powracająca zoltaczka i niedomknięty przewód w serduszku.

Zgłosiłam się do lekarza 10 września na usg ponieważ były trudności z oceną anatomii dziecka za względu na mało wód plodowych.  Lekarka postanowiła mnie wysłać do szpitala w trybie natychmiastowym, przy czym zaznaczyła, że to będzie pobyt KRÓTKI. Podłącza pod ktg, będą monitorować co się dzieje. Tak więc przez 4 dni monitorowali,  aż sami (podejrzewam od badań) wywołali rozwarcie 2,5 i 3 cm w kolejnych dniach. Zalecenie od ordynatora: wszystko tu pięknie jest przygotowane do porodu, brakuje tylko skurczy, niech pani cały dzień chodzi!  Chodziła tak Basia wzdłuż i szerz korytarza oddziału ginekologii, potem przymierzała długie ciemne korytarze i klatki schodowe szpitala niczym z Comy,  aż wyłaziła te cholerne skurcze porodowe.

Mąż przyjechał w ekspresowym tempie, zawieźli mnie na położnictwo piętro wyżej,  1,5h później - 14 września o 20.40 wyszedł na świat Schaboszczak. Bałam się, że mąż nie da rady, ale w skurczach łapałam się go kurczowo za fartuch,  a on mnie głaskał po rękach i ramionach. Przy partych zginał mi plecy,  a w przerwach żartował sobie z położnymi. Dał mi oparcie,  którego potrzebowałam.  Schab wyskoczył jak z procy. Waga 3620g, długość 60cm.

Nic jednak nie mogło być idealnie. Dwie fototerapie,  echo serca i problemy z kamieniem z piersi. To narazie bilans naszych szpitalnych przyjść. Obok krzyki rodzących kobiet i kwilenie dzieci. Chodzący doktorzy, którzy już dawno dali mi zielone światło i pytają -  to kiedy pani wyjdzie?  Ale tak to jest, Schaba mi przynajmniej nie zabrali, najgorzej mają mamy których dzieciaczki leżą obok na intensywnej terapii. Współczuję im bardzo. Schabik nie radzi sobie z żółtaczką, dużo czasu potrzebuje, żeby dojść do siebie, ale przynajmniej mamę ma zaraz obok, na zawołanie (pisząc te słowa właśnie mi go zabrali na echo serduszka).
Zobaczymy jak to będzie, kiedy wyjdziemy, co ze Schabem.  Następny post napiszę juz napewno z domu.

6 komentarzy:

  1. Moj Synek Mlodszy mial szumy serduszka, ale komora sama sie zamknela I na balansie na roczek szmerow juz nie bylo! Trzymam kciuki, zeby to u Synka nic powaznego tez nie bylo I zeby szybko poradzil sobie z zoltaczka.
    Tutaj w ogole nie naswietlaja. Moi chlopcy 3 tygodnie zolcy byli, potem samo zeszlo.
    GRATULUJE KOCHANA!
    Cos tak czulam, ze jestes juz po.
    W ktorym tygodniu urodzilas?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Byłam w 38 tygodniu. Niestety sprawa okazała się poważna, dziecko ma niedorozwój lewej komory serca i nie wiadomo czy przezyje. Jestem w Katowicach w szpitalu bo tylko tutaj robią takie operacje

      Usuń
    2. Basiu Kochana, niech dzidzius sie trzyma... jejciu, trzymam kciuki za Maluszka. Badz silny sloneczko :(

      Usuń
  2. Moja gratulacje! ale szybko Wam poszlo! Który to był tydzien? 37?
    Blyskawiczny poród;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. Bylam w 38 tygodniu. Poród błyskawiczny, ale dzidziuś poważnie chory, nie wiadomo czy przezyje :(((

    OdpowiedzUsuń
  4. Caly czas zagladam... myslami jestem z Toba Basiu. Wiem, ze operacja trudna, ale Synus da rade!!!! MUSI!

    OdpowiedzUsuń