piątek, 27 listopada 2015

Pytaj a zbłądzisz

Wczoraj padłam ofiarą systemu służby zdrowia. Dotychczas miałam z nią styczność niezwykle rzadko, ale po urodzeniu drugiego dziecka, poczułam jej zimne liźnięcie na swoich plecach. Schabik ma już 2,5 miesiąca i wypadało już mu zrobić usg bioderek. Z Pulpetem byłam prywatnie tylko dwa razy, bo skoro był zdrowy to nie widziałam sensu żeby ciągać go n-razy i dawać lekarzowi forsę. Zresztą, żeby iść na fundusz to wówczas musiałabym z nim jechać do Poznania, co by mi się średnio opłacało. Tak czy inaczej, idę ze Schabem na fundusz i potrzebne jest mi skierowanie od pediatry.

A to co się proste wydawało, okazało się Mount Everestem. Poszłam do przechodni, tym razem innej niż chodzi Pulpet i oznajmiłam pani z rejestracji, że chcę zapisać dziecko to pediatry. Pani mi powiedziała, że muszę najpierw zapytać p.doktor czy zechce moje dzieciątko przyjąć, a jeśli się zgodzi to mam przynieść od niej karteczkę. Okey, nie widzę problemu - poszłam pod gabinet baby, a tam kolejka na godzinę czekania. Po godzinie, weszłam jako ostatnia (teraz dopiero widzę bezsens tego czekania, bo mogłam z kimś wejść, ale sądziłam, że mnie przyjmie i wypisze mi od razu to skierowanie do szpitalnej przechodni). Okazało się, że nie przyjmie - ale, doktor H. ma wolne miejsca i do niego mam zapisać dziecko. 

Zeszłam piętro niżej do rejestracji i oznajmiłam, że nie ma miejsc, ale doktor H. ma miejsca. Pani mówi, że doktor H. na pewno nie ma miejsc, ale miejsca ma doktor Z. W tej chwili było mi już obojętne do kogo zapiszą moje dziecko, bo potrzebne mi było tylko skierowanie na bioderka! Wypisałam formularz, jeden...drugi...trzeci, do pielęgniarki również.
 
Kobieta podpisała, przyjęła.... i zaczęła się przyglądać dacie urodzenia: 

"To pani drugi raz zapisuje dziecko do przechodni, więc proszę zaznaczyć w kratce drugi raz".

 Ja na to: "Nie no, pierwszy raz, dobrze zaznaczyłam"

"Ale jak to pierwszy raz? to dziecko wcześniej nie było?"

 Wyjaśniłam, że dziecko było długo w szpitalu po urodzeniu i nie mogłam go wcześniej zapisać. 

"Aha" i zwróciła się do koleżanek o zaistniałej sytuacji.

 Cały komitet powitalny rozwodził się nad moim formularzem, aż w końcu pokierowano mnie tak: 

"Proszę najpierw zgłosić się do swojej położnej, ona przyjedzie do domu i założy kartę dziecku"

Wydało mi się to lekko przesadzone, ale okey myślę sobie, służba zdrowia tak jak polska kolej - już mnie nie zdziwi. Mama podała mi jakiś numer do położnej - jeszcze jak leżałam po porodzie - i zadzwoniłam do niej. Położna zapytała o datę urodzenia dziecka i datę wyjścia ze szpitala (też była zdziwiona, że dopiero teraz po nią dzwonię). Dobra, umówiłam się z nią następnego dnia popołudniu.

Powiedziałam mężowi, że przyjedzie jutro położna i żeby szykował się na długi spacer z Pulpetem.  

Wieczorem tego samego dnia - przed 22, zadzwoniła do mnie położna, że czegoś tu nie rozumie. Dziecko ma już 2,5 miesiąca i nigdzie jeszcze nie zostało zapisane do przechodni. Co ze szczepieniami i kontrolami u lekarza po szpitalu. Wyjaśniłam jej, że tak zostałam pokierowana, a dziecko było długo w szpitalu i nie było wcześniej możliwości. A położna jest mi potrzebna do tego, żeby założyć tą cholerną kartę do lekarza rodzinnego.

Kiedy skończyłam swoje rozpaczliwe wyjaśnienia, położna skwitowała, że to jest jakiś skandal i ktoś sobie zakpił. Położne są od tego, żeby obejrzeć pępek, wyjaśnić kwestię z karmieniem, obejrzeć kobiecie ranę - a w naszym przypadku (gdzie Schab ma już 2,5 miesiąca) wszystko już jest zagojone i wyjaśnione, więc o co kurna chodzi? Kartę powinni nam od ręki wypisać i bez problemu zapisać do lekarza pediatry. "Bo przypuśćmy" - mówi położna - "jakby pani przyszła z chorym dzieckiem do lekarza, to lekarz nie może go przyjąć bo położna musi najpierw przyjechać do domu, żeby założyć kartę??? Nie ma to sensu."

Tak, pani położna, nie ma to sensu. Wyszło na to, że komitet powitalny w przechodni trochę nie zrozumiał tego co miał. 

Miła pani doradziła mi, żeby iść do innej przechodni - wskazała mi jedną i powiedziała, że tam powinni zapisać moje dziecko bez żadnych cyrków z położną. A ona jakby co, jest do dyspozycji. 

W przyszłym tygodniu idę zapisać Schaba, chociaż przez to nieporozumienie straciłam wiarę w ludzi i czas. Tak się wszyscy znają.

7 komentarzy:

  1. Współczuję. My wczoraj robiliśmy małej usg bioderek prywatnie,za 100zł. Przynajmniej od ręki bez tego cholernego latania proszenia się,papierologii. ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuu to dużo, u nas jest 80zl, ale tak czy siak muszę go zapisać do przychodni. Wkurzyło mnie tylko, że nie mogłam tego załatwić od razu, bym zyskała na czasie, bo w szpitalu tez trzeba się zarejestrować na wybrany termin :(

      Usuń
    2. W sumie u nas w szpitalu się pytali do jakiej przychodni będzie dziecko należało. I chyba tam zgłaszają wtedy. Tak.,100zł sporo, jak synkowi robiłam to było jeszcze 80...

      Usuń
  2. Ale problem, co za bzdura. Piep...ona biurokracja. A jak sie ma Schabik? Jak Ty? Jak Maz? Jak sie wszyscy macie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Schabik dobrze, odzyskuje siły po operacji, ładnie je i przybiera na wadze. Nawet zaczyna się do nas uśmiechać :) Ze mną tak w miarę, wiadomo jak z dwójką maludów - zresztą wiesz sama jak to jest :) a mąż coraz lepiej, jest dużo spokojniejszy po tych wszystkich przeżyciach. Myślę, że powoli wszyscy wychodzimy na prostą

      Usuń
    2. To fajnie, że zaczyna się układać, Twój młodszy i moja mała to w zasadzie rówieśnicy!;)

      Usuń
  3. To najwazniejsze. Ciesze sie...powoli do przodu :*

    OdpowiedzUsuń