wtorek, 1 grudnia 2015

Zwykły dzień

Jak wygląda nasz zwykły dzień (właściwie doba, bo u nas jest jak centrum Berlina - dom nigdy nie śpi) - to temat dzisiejszego postu. Nie wiem od czego zacząć, czy od rana czy wieczora, gdyż na jedno wychodzi - i tak nie śpię. 

Zacznijmy od popołudnia - gdy wycierając jedną ręką siki nietrafione do nocnika, drugą podtrzymuję butelkę osobnikowi z żołądkiem bez dna, refleksyjnie starając się wykopnąć nogą korkociąg wygrzebany z szuflady kuchennej, bujając zaś drugą usadzone w leżaczku niemowlę, któremu właśnie włączyła się syrena policyjna. 

 Matka to człowiek orkiestra. Musi mieć radar włączony, czy to noc czy dzień. 

A tak na poważnie. Mając od ponad miesiąca dwójkę małych dzieci pod pieczą, spodziewałam się, że będę ryczeć jak bóbr dzień i noc i rwać sobie włosy z głowy, mówiąc po co mi to było. Jednak daję radę (a może dlatego, że wiem co mogłam stracić).

Starszy jest jak żywioł do potęgi, niepowstrzymany wicher i pędząca błyskawica, natomiast Młodszy grzecznie leży w bujaczku nie rzucając się zwykle w oczy, póki nie przyjdzie mu ochota na świeżą pieluchę i jedzonko. 

Niestety jestem bardzo nieszczęśliwa z powodu niekarmienia piersią. Nie sądziłam, że mi się to przytrafi, bo Pulpeta karmiłam 14 miesięcy, a Schabik od początku w szpitalnych murach - przyzwyczaił się do łatwego smoczka i próba przystawienia go zawsze kończy się buntem (a próbowałam już wiele wiele razy). O ja nieszczęśliwa, muszę biegać co 2 godziny robić mu mleko z butelki. W kartonie leży całe pudło wkładek laktacyjnych, dwa biustonosze do karmienia i porzucona nadzieja.

Wracając do dzieci. Jeden żywiołowy, drugi grzeczny. Średnia wychodzi mi do przełknięcia, chociaż czasem jest lepiej, raz gorzej. Gdy mąż chodzi do pracy na popołudnie, muszę sama ogarnąć obiad, pranie zrobić, rozwiesić, pozbierać walające się wszędzie skórki od mandarynek, czytać książeczki, bawić się grzechotką, rozstawiać tunel z krzeseł i narzuty... i wreszcie spełniać misję 2+1, czyli wykąpać dzieci i jeszcze mieć siłę by wykąpać się sama - mam komfort, gdy mąż chodzi na rano, to on mi wieczorem plecy szoruje :D

Tak czy inaczej, mój dzień jest jak typowy dzień matki - kury domowej, matki - opiekunki, matki - wychowawcy, matki - żywicielki, matki - negocjatorki, matki - towarzyszki konwersacji. Z tej dwójki to starsze dziecko jest bardziej absorbujące i siedzi na tyłku tylko w jednym przypadku - jak musi się załatwić na nocniku. Cały dzień z nim to nieustanne negocjacje, gdy po raz n-ty prosi mnie bym mu włączyła na YT samochody, albo kinder niespodzianki to mu tłumaczę, że telewizor chwilowo nie działa i czytamy książeczki, to on odpowiada "Mama CO TY MÓWISZ, włącz mi samochody". I nie wygrasz.

Jeśli chodzi o Młodszego - dochodzi do siebie po operacji. Gdy przyjechałam tydzień po, płakał ale nie wydawał z siebie dźwięku. Gdy psikał, albo się zakrztusił, to automatycznie pojawiał się krzywy grymas i miał ochotę wydać z siebie krzyk, ale nie mógł - tak go ta rana bolała. A bliznę ma pionową od szyi do miejsca trochę powyżej pępka. I tak na moje oko trzyma się dobrze, jak po takiej operacji (kardiochirurgiczna w głębokiej hipotermii). Zaczął się do nas uśmiechać, obserwuje brata, zabawki, włączony telewizor i długo utrzymuje główkę leżąc na brzuszku. Mam nadzieję, że będzie się normalnie rozwijać i nadgoni swoich równieśników.

Oboje zasypiają około godziny 20.30 - 21. Z Młodszym nie ma problemu, po wypiciu butli zasypia sam, za to Pulpet domaga się bajek, wierszyków i piosenek na dobranoc. Zasypia w naszym małżeńskim łożu i jak uda mi się go przenieść do łóżeczka to śpi tam, a jak nie, to śpi z nami i kładzie mi nogi na głowę. Za to Jarek budzi się 2 razy w nocy na picie - po północy i około 3-4. 

Wstajemy zazwyczaj około godziny 8, gdy Pulpet się ocknie, zajrzy za roletę i powie "Już mama jasno, WSTAJEMY" Wtedy nie ma zlituj się - kołdrę nawet zdejmuje ze mnie (brakuje tylko wylania wiadra wody na łeb). I od nowa zaczynamy naszą dobę.

Mimo zmęczenia, odczuwam szczęście, poczucie realizacji i spełnienia. Kocham moje dzieci.


6 komentarzy:

  1. Poczatki sa trudne, ale zobacz jak pieknie dajesz sobie rade.
    Jarus jest taki dzielny!!
    Takie malenstwo , a juz tyle przezylo.
    Trzymaj sie Basiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miniu, dziękuję za wsparcie! Naprawdę dużo mi to daje :*

      Usuń
  2. Z tego całego stresu i strachu jaki przeszlas, rozdzielenie z małżeństwem nie dziwię się,ze karmienie naturalne się nie udało....rozumiem ze jest Ci przykro z tego powodu,ale nie ma co o tym myśleć. Teraz przed Wami ważniejsze sprawy i trzeba się skupić na tym co jest. Przede wszystkim młodszy musi wrócić w pełni do zdrowia ;) biedaczek tyle już przeszedł, ze teraz musi być tylko lepiej! Usciskaj go od wirtualnej cioci, to mój ulubieniec, mały walczak ;-)))***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uściskałam :* Jarek ma się coraz lepiej :) Dużo się do nas uśmiecha - co nas bardzo cieszy. Jutro jedziemy do Katowic na kolejną kontrolę. Mam nadzieję, że mu się poprawiło i lekarze nie będą już wymyślać...

      Usuń
  3. Jak mój był mały to w głowę zachodziłam jak mamy, które mają starsze dziecko sobie radzą. Teraz już wiem :) I teraz już wiem skąd to powiedzonko: macierzyństwo to eksperyment naukowy, który ma dowieść, że sen nie jest niezbędny do życia ;)
    Pozdrawiam ciepło i dużo zdrowia dla malucha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, gdyby znalazło się jeszcze to extra 8 godzin na wyspanie, to nie miałabym na co narzekać :P

      Usuń