sobota, 4 lipca 2015

O urlopie, książce i innych aferach

Mimo cudownej pogody, ślicznego słoneczka oraz urlopu, jestem pod chmurami burzowymi. Rzecz się rozchodzi o mojego teścia. Teściowej nie mam, ale całą robotę odwala za nią teść. Z moim mężem mamy stały kontakt, piszemy i rozmawiamy codziennie do późnych godzin nocnych - nawet na ranem. Niestety odległość robi swoje, tęsknota jest straszna  (mąż wraca już w tym miesiącu). Z mężem pracuje jego ojciec, czyli mój teść. Razem wyjechali trochę zarobić, bo teściowi na leki i czynsz nie starcza. 


Mój mąż nie ukrywa, że po 12 godzinnej pracy kupuje sobie piwo. Teściowi to bardzo przeszkadza (bo bierze leki) i mężowi stale nagabuje, że do rodzinnego domu nie ma wstępu, że już się postara żebym go wyrzuciła z chaty, że będzie spał pod mostem, że bardziej go lubię niż swojego męża, że nikt mu nie zabroni u mnie nocować i odwiedzać wnuka, że mąż dostanie zawału jak się dowie o tamtym i sramtym itd. i co mnie zszokowało - zrobi wszystko, żebyśmy się rozstali. Tak wynika z relacji męża, który się z tym podle czuje (chociaż ja wiem jakie są relacje między nimi). 

Rozmawiam z mężem codziennie wieczorami na skype, nie zatacza się, nie jest pijany. Ojciec może mu zwracać uwagę, ale takie buntowanie przeciwko mnie? Czysta nienawiść moim zdaniem - i o dziwo do własnego dziecka. 

Wczoraj nie wytrzymałam i zadzwoniłam do teścia. Powiedziałam tylko jedno zdanie, żeby nie buntował męża przeciwko mnie, bo więcej się nie zobaczymy - i wyłączyłam rozmowę. Niech się obraża. Parę godzin później dzwoniła do mnie siostra męża - rzeczniczka teścia, co jest rzadkością. Miałam się tłumaczyć? Kpiny. Nie odebrałam.

Zatem, dotychczas w miarę dobre relacje z teściem, zamieniły się w żarzące jak aktualne słońce na dworze. 

***

Zmieniając temat, mam urlop - już końcówka (kiedy to przeleciało?) Na dwór z Pulpetem wychodzimy tylko rano lub wieczorem na drobne zakupy, spacer albo wypad na plac zabaw. Wczoraj poszłam z nim do sklepu zabawkowego z myślą o kupnie rybek na magnes na karuzeli - pamiątka z mojego dzieciństwa - ale nie dostaliśmy niestety. Wyprawa nie była zbyt daleka, ale Pulpet sam śpieszył się do domu i nawet nie protestował na schodach (zwykle to go siłą wciągam, bo ile można siedzieć przy drzwiach do klatki? 30 min?). Urlop mija mi więc na siedzeniu w domu. Nie próżnuję - tracę czas z Pulpetem :) Aktualnie odpieluchowuję go już trzeci dzień. Powoli odnoszę sukces, bo sam zaczął siadać na nocnik. 

***

A na początku tygodnia wzięła mnie wena i narysowałam portret mojemu szkrabowi, jeszcze nie skończony. Zawiśnie na ścianie, jak tylko mąż wróci i wywierci mi śrubę w ścianie.



***

Z innych rzeczy, niedawno przeczytałam ciekawą książkę pt."Wychowanie bez kar i nagród" Alfie Kohna. Generalnie nie czytam poradników o dzieciach - nie trafiają do mnie po prostu. Jednak ta książka trochę w moim myśleniu zmieniła. Dotychczas chwaliłam za wszystko, a karałam klapsem w dupsko. Po przeczytaniu tej książki, która jest napisana rzeczowo i rzetelnie przez psychologa, który odwołuje swoją tezę do wielu światowych badań - zrobiło mi się kuku w głowie. 

Myśl którą zapamiętałam jest taka, że nagrodami i karami sterujemy zachowaniem dziecka, które musi się starać o naszą akceptację bo inaczej zostanie odrzucone (a miłość do dziecka powinna być bezwarunkowa). To oznacza, że w przyszłości środowisko do którego trafi również będzie nim sterowało (stąd młoda osoba sięga po alkohol i narkotyki, żeby rówieśnicy go zaakceptowali). Dziecko nie myśli czy to co robi jest dobre, tylko czy będzie zaakceptowane i nie zostanie odrzucone (miłość bądź odrzucenie). Stąd manowce. 

Druga myśl - mówiąc o szczęściu dziecka, rodzice mają zazwyczaj na myśli, żeby było zdrowe, miało dobre wyniki w szkole, osiągnięcia, niezły zawód, pracę, pieniądze, dobre wczasy, po prostu szczęśliwe życie. Jednak szczęście człowieka (po katolicku zbawienie) polega właśnie na wyzbywaniu się swojego egoizmu, więc na bezinteresownym dawaniu siebie innym, bez oczekiwania na nagrodę - bo widzi, że ktoś jest dzięki niemu szczęśliwy  - a system nagród i kar uniemożliwia takie myślenie. Kurczę, mądra książka. 

***

Moja babcia miała ciekawy system wychowując mojego tatę i wuja. Jeżeli była jedna rzecz do podzielenia np ciastko, to mówiła:  jeden dzieli, drugi wybiera. I było sprawiedliwie, bo ten co dzielił nie mógł podzielić więcej - mniej, bo wtedy ten drugi by mu zgarnął większą część, więc dzielił równiutko  :)




3 komentarze:

  1. Przykre jedt hak najblizsi zamiast sie wspierac kopia pod soba dolki. Bez sensu zupelnie. Postaraj sie byc ponad to. Najwazniejsze ze Ty ufasz mezowi:-)

    Ladnie rysujesz!ze zdjecia,czy mały pozował?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak,ja tez staram sie byc sprawiedliwa,ale czasami trudno. Szkoda,ze relacje z Tesciem sie popsuly,a rysunek sliczny! masz talent!

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja babcia wymyśliła genialny wręcz sposób! ;)

    OdpowiedzUsuń